Czy pizza daje szczęście?
Czasem zastanawiam się po co to wszystko. Po co ćwiczenia, po co dieta. Po całym dniu i tak jestem wystarczająco zmęczona, zawsze brakuje czasu, późno chodzę spać więc rano każda minuta snu jest na wagę złota. Weekend to wyjścia do restauracji, spotkania ze znajomymi, czyli dobre jedzenie, jakieś piwko, chipsy. A w niedzielę po obiedzie ciacho do kawy. Taki system nijak ma się do diety, dzięki której ma się schudnąć. Czy nie lepiej byłoby wyglądać tak jak się wygląda i czerpać przyjemność z jedzenia (często niezdrowego), wypadów do klubów i słodkości umilających życie?
Nie oszukujmy się – zmiana nawyków żywieniowych, codzienna aktywność fizyczna nie jest łatwa. Szczególnie jak do tej pory wychodziło to średnio i z oporami. Ale tutaj pojawia się pytanie – czy zjedzenie kolejnej pizzy, wypicie piwa i codzienna dawka słodkości sprawi, że naprawdę będę czuć się lepiej, szczęśliwej, zdrowiej?
Siedzenie na kanapie z miską chipsów albo paluszków i oglądanie ulubionego serialu jest bardzo miłe i niewymagające. Ale kryzys przychodzi, gdy zaczynają się ciepłe dni, w sklepach jest pełno pięknych sukienek, spódniczek, obcisłych bluzek. I bierze się te rzeczy do przymierzalni, zakłada na siebie i wtedy… no co, łzy w oczach. Tu wystaje, tam się nie dopina, w innym miejscu wygląda się jak szynka obwiązana sznurkiem.
Albo taka sytuacja – idziesz z dzieckiem na dwór i mały człowiek prosi, żeby z nim pobiegać, zrobić wyścigi. Wszystko fajnie, miło, przyjemnie przez pierwsze trzy minuty. Bo później dostajesz takiej zadyszki, że nie masz siły wydusić z siebie słowa. No to jest mało przyjemne.
Wstajesz rano – boli Cię głowa. W ciągu dnia nie możesz się skupić bo znowu boli Cię głowa, jesteś senna, nie możesz się na niczym skupić. Wszystkie obowiązki wykonujesz z bardzo dużym wysiłkiem i marzysz, żeby położyć się spać. Wiecznie jesteś przemęczona, smutna, zła na samą siebie i wszystkich dookoła. To też nie jest fajne.
Jedziecie na wakacje. Super hotel, piękna pogoda, śliczne widoki, ciepła woda w morzu. I przychodzi moment założenia kostiumu kąpielowego. I wtedy cała radość mija, bo tu musisz zarzucić jakąś chustę przypominającą namiot, tutaj założyć coś luźniejszego żeby się nie wbijało, albo wysmarować się jakimś mazidłem, żeby choć minimalnie zakryć niedoskonałości. I miało być miło, fajnie, przyjemnie, relaksująco, a Ty marzysz o powrocie do hotelu i założeniu czegoś bardziej „odpowiedniego” do Twojej sylwetki.
I takich przykładów można by było wypisywać bez końca. Ale po co jeszcze bardziej się dobijać J I teraz pomyśl tak – czy ta pizza, słodycze, alkohol i kanapa z chipsami naprawdę dają Ci szczęście i zadowolenie? Czy to jest coś, co sprawia że jesteś radosnym człowiekiem i bez tego nie przeżyjesz, umrzesz, załamiesz się – generalnie nastąpi czarna rozpacz?
Może pozostawię odpowiedzi na kolejny raz J